Albania, Tirana

piątek, 13 czerwca 2014

Meczet Ethem Beja

Powszechnie uznany za najważniejszy zabytek Tirany. Zresztą trudno o inne zdanie. On jeden przetrwał okres burzenia wszystkiego, co z religią związane. Tirana straciła zabytkowe kościoły. Meczet przetrwał. Mimo, że wznosi się w samym centrum, tuż obok budynków rządowych. Mimo, że w niebo prowokująco  strzela minaret.  Dlaczego? Trudno zrozumieć działania takich dyktatorów jak Hodża. Do czegoś był mu potrzebny. W jego czasach wstęp do zabytkowego meczetu mieli tylko zagraniczni goście. Co w ten sposób chciał pokazać? Że szanuje zabytki, że rozumie znaczenie dziedzictwa kulturowego?

Meczet Ethem Beja
Dziś wrócił do swych religijnych funkcji. Przekonałem się o tym pierwszej godziny pobytu w mieście. Dobiegł mnie śpiew muezina, wezwanie do modlitwy. Turyści mogą wejść. W środku urzekają piękne zdobienia ścian i kopuły. Jeśli poprosi się dozorcę, miłego starszego pana, to włączy światło. W dość mrocznym wnętrzu da się robić zdjęcia. Na pewno warto tu zajrzeć.

W środku jest cicho, spokojnie. Sympatycznie. Nie zauważyłem żadnej niechęci do turystów. Wręcz odwrotnie. Miejscowi muzułmanie starają się być gościnni i pomocni.

Freski wewnątrz meczetu

Meczet zbudowano w XVIII wieku. Nosi imię mistycznego poety. W połowie XIX wieku złożono tu jego prochy.

Żeby zrobić zdjęcie z zewnątrz najlepiej wejść na duży trawnik obok pomnika Skanderbega. W jednym kadrze da się zmieścić meczet z minaretem, wieżę zegarową, flagę Albanii i konny posąg największego narodowego bohatera.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

czwartek, 12 czerwca 2014

Plaże. Durrës, Golem, Saranda

Albańskie wybrzeże przyciąga coraz więcej turystów (aktualne statystyki znajdują się tu: Albania - informacje). Jak na tak niewielki kraj, Albania ma długą linię brzegowa - aż 362 km. Dostęp do dwóch mórz: Adriatyku i Jońskiego oraz prawie 300 słonecznych dni w roku. Niezaprzeczalne atuty. A jak to wygląda w praktyce? Niżej znajduje się krótkie omówienie kurortów. Poza wymienionymi wyżej, opisana została także Wlora - bardzo popularna wśród Polaków.

Durrës - drugie co do wielkości miasto Albanii, z pięknym starożytnym rodowodem (założone w 625 roku p.n.e., gr. Dyrrhachion, łac. Dyrrachium).  Dziś to jeden z ważniejszych nadmorskich kurortów. Na południu kraju, w położonej tuż obok Korfu, Sarandzie, wypoczywa wielu Greków i turystów z innych europejskich krajów. Jest głośno. Miejsce polecane dla osób nastawionych na rozrywki, kluby i dyskoteki. Zobacz: Biura podróży stawiają na Bałkany.

Małe hotele przy szerokich, pięknych plażach w Golem

Do Durrës przyjeżdżają mieszkańcy Tirany. Przez kilka dni na tutejszych plażach nie widziałem obcokrajowców. Sami Albańczycy. Głównie młodzi ludzie. Trochę rodzin z dziećmi.

Durrës znajduje się o niecałą godzinę jazdy ze stolicy. Jak się tu dostać? Można wynająć taksówkę, po utargowaniu będzie to 20 euro. Ale bez problemu można przyjechać autobusem, koszt 1 euro. W jaki sposób poruszać się po Albanii autobusami, czytaj w artykule Transport w Albanii.

Początek czerwca. Jeszcze przed sezonem, pustawo. Wolne miejsca w hotelach (w porównaniu z Tiraną są naprawdę tanie). Większość restauracji otwarta, ale są i takie, które właśnie kończą remont. Podobnie sklepiki, stragany. Wszyscy mówią, że sezon ruszy za chwilę. Więcej ludzi pojawia się w piątek. Na weekend przyjadą z Tirany.

Plaża w Durres

To dobra pora na wypad do Albanii. Jest ciepło, słonecznie, przyjemnie. Da się zwiedzać (a jest co!). No, a później na plażę. Do Durrës lub sąsiedniego Golem. Można i dalej na południe, do Wlory i Sarandy (piękne plaże w malowniczych zatoczkach) ale to, co mamy tutaj jest po prostu pod ręką, najłatwiejsze do osiągnięcia.

W Durrës jest szeroka, piaszczysta plaża. Ciągnie się kilometrami. Od portu i centrum miasta na południe wzdłuż Rruga Plazhit. Właśnie przy tej ulicy znajduje się większość hoteli, restauracji i klubów. Z centrum (dworca autobusowego) kursuje tu autobus komunikacji publicznej z napisem "Durrës Plepa". Bilet kupuje się u konduktora, kosztuje 30 lake. Przejazd zajmuje 10 -15 minut.

Plaża jest publiczna, każdy może wejść. Do wynajęcia są parasole i leżaki. Komplet dwóch leżaków i parasol to 200 lek za cały dzień (około 6 zł). No chyba, że nasz hotel ma swoje, wtedy są wliczone w cenę.

Pięciogwiazdkowy hotel Adriatik

Albańczycy używają dwóch form: Durrës i Durrësi. Podobnie wymawiając, usłyszymy „dures”, ale też „dursi”.

Dla osób ceniących spokój, z dala od rozrywek właściwych hucznym kurortom, polecam Golem. Pół godziny jazdy z Durrës, około godziny z Tirany. Bardzo szerokie, piaszczyste plaże i ludzie nie zepsuci jeszcze masową turystyką. Szczególnie warte uwagi poza ścisłym sezonem. Plażować można od maja do października. Na początku czerwca jest już bardzo ciepło, a plaże i hotele puste. Albańczycy z całej Europy przyjadą tu w połowie czerwca. Tłoczno będzie w lipcu i sierpniu. Docierają tu też turyści z Macedonii, Kosowa, Czech i coraz więcej Polaków.

Centrum Wlory, widok z hotelu

Dalej na południe, popularnym i obleganym miejscem jest Wlora (Vlora). To kurort rozciągnięty wąskim pasem pomiędzy górami i morzem w miejscu, gdzie przebiega umowna granica między morzami Adriatyckim i Jońskim. Ceniony przez turystów nie tylko ze względu na  plaże, również z uwagi na dodatkowe atrakcje. Stąd można urządzać ciekawe wycieczki, m.in. malowniczy rejs statkiem na półwysep Karaborum lub autokarowe: do Beratu, Apollonii, Gjirokastry, Butrintu i Sarandy. Bardzo malowniczym miejscem w okolicy Wlory jest przełęcz Llogara (godzina jazdy z Wlory). Przełęcz znajduje się na wysokości 1027 m n.p.m., a że położona jest tuż przy brzegu morza, to widoki są niesamowite - zdjęcie zrobione z okna autokaru może udawać fotografię z samolotu!

Widoki w trakcie rejsu na półwysep Karaborum
Wlora cieszy się powodzeniem również wśród Polaków, dzięki czemu w okolicach centrum znajduje się "polska" restauracja. Poznacie ją po flagach, jest widoczna z nadmorskiego deptaka.
 

środa, 11 czerwca 2014

Transport w Albanii

Jak się poruszać? Jak przejechać z Tirany do Durrës i dalej do Szkodry? W Albanii kolej jest słaba, pociągiem dojechać można tylko do kilku miejsc. Chyba taka tradycja – pierwszą linię kolejową uruchomiono tu dopiero w 1947 roku!

Komunikacja między miastami funkcjonuje w oparciu o autobusy. Jeżdżą zarówno duże, klimatyzowane i wygodne autokary, jak i minibusy. Działają na zasadzie postradzieckich marszutek. Kto był w krajach byłego ZSRR, ten temat dobrze zna. System ten działa sprawnie i jest tani. Dla podróżującego w pojedynkę turysty może być dobrym rozwiązaniem. Wycieczka do Albanii i Kosowa

Lokalny dworzec autobusowy
I tak, na przykład:

Autobusy z Tirany do Durrës. Odjeżdżają przez cały dzień, często, może nawet co kwadrans. Autokary rzadziej, za to minibusy niemal co chwilę. Jak je znaleźć? Najlepiej zapytać w hotelu i poprosić taksówkarza by zawiózł. W mieście jest kilka punków skąd odjeżdżają autobusy w różnych kierunkach kraju.

Porównanie cen. Taksówkę z Tirany do Durrës da się wynająć za 20 euro. Koszt przejazdu autobusem to 140 leków, czyli 1 euro.

Dworzec w Durrës to miejsce, z którego możemy ruszyć w różne strony Albanii. Dobry punkt wypadowy. Po pierwsze hotele w Durrës są dużo tańsze niż w Tiranie. Po drugie, z jednego miejsca, w centrum miasta odjeżdżają autobusy we wszystkich kierunkach. Najczęściej do Tirany. Można zajść o dowolnej porze i zawsze się trafi na właśnie odjeżdżającą Tiranę.

Autobus do Szkodry – na samej północy Albanii, przy granicy z Czarnogórą, to koszt 500 leków, czyli ok. 15 zł. Ile zajmie przejazd? Pewnie ze 4 godziny. Co prawda, to ledwie jakieś 250 km, ale dalej od stolicy, na północy drogi są słabe, a do tego, to przecież góry.

Kierunki jazdy wypisane są na tabliczkach włożonych za przednią szybę. Bez trudu znajdziemy odpowiedni pojazd.

Podmiejski autobus z Durres do Golem
Po samym Durrës też możemy przemieszczać się autobusami. W ten sposób rozwiązana jest tu komunikacja miejska. Stare, zdezelowane autobusy jeżdżą co kilka minut. Zatrzymują się w miejscach oznaczonych niebieskimi tabliczkami. Przejazd kosztuje 30 leków, czyli 1 zł. W ten sposób dostaniemy się np. centrum miasta i dworca autobusowego do plażowej dzielnicy, pełnej hoteli i restauracji. Wsiąść trzeba do autobusu z napisem Durrës Plepa.

Dojazd autobusem z Durrës do Golem (sąsiedni kurort, o ładniejszych plażach i spokojniejszej atmosferze) to koszt 60 leków (2 zł). Taksówkarze chcą 10 euro.

Wyjazdy poza miasto taksówkami nie są najlepszym rozwiązaniem. Ich właściciele mają dziwne podejście do biznesu. Mam wrażenie, że strategia polega na tym by cały dzień stać i czekać. A jak już trafi się  klient, to płaci całą dniówkę. Mówiąc krótko, w stosunku do reszty cen, koszt taksówek jest wyraźnie wysoki. Lepiej uzgodnić cenę przed wyjazdem, można sporo utargować. Dotyczy to dłuższych, pozamiejskich trasach. W miastach wszystko wg taksometru.

Praktyczna rada. Wybierając się na dworzec lub szukając taksówki miejcie pod ręką kartkę i długopis. Poza włoskim Albańczycy nie znają języków obcych. Również taksówkarze, pracownicy hoteli i kierowcy autobusów. Ani słowa po angielsku. Zero znajomości rosyjskiego. Dlatego często jedynym rozwiązaniem jest zapisywanie cen, godzin i kierunków jazdy. To pomoże się porozumieć.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

wtorek, 10 czerwca 2014

Kuchnia Albanii

Gdzie się ruszyć, co zjeść? Jesteśmy ambitni, chcemy próbować typowych albańskich potraw. Nie zawsze jest to proste. Restauracji tu dużo, ale w centrach miast i w nadmorskich kurortach sporo jest frytek oraz pizzy. Trzeba odejść trochę w bok, żeby znaleźć coś ciekawszego. Wycieczka do Albanii i Kosowa

Albański kebab

Na całym świecie kieruję się tą samą zasadą. Szukam lokali, gdzie jedzą miejscowi. Znalazłem i w Tiranie. Ciąg kilku restauracyjek ze stolikami na chodniku. Pełno ludzi. Kelnerzy uwijają się z półmiskami. Co jedzą Albańczycy? Na każdym talerzu leżą kebaby (kofta) w formie przypieczonych na grillu kiełbasek. Do tego cebula, gruba sól z ziołami, chleb i piwo. Zamawiam to samo. Ależ pyszne! Kebaby to grubo mielone mięso z przyprawami. Podane prosto z rusztu. Z zapachem, smakiem… rewelacja! Tak bardzo, że tego dnia wrócę tu jeszcze dwukrotnie. No, jeśli trzy razy w ciągu dnia chodzi się z własnej woli do tej samej restauracji, to jest to najlepsze świadectwo, że musi tam być naprawdę dobrze. A ceny? Śmiesznie niskie. Za mały obiad i piwo 150 leków, czyli ok. 5 zł. Zobacz aktualne ceny w Albanii.

Ceny w nadmorskim barze w Durres


Byłem jedynym obcokrajowcem. Miejscowi cieszyli się, że jem jak Albańczyk. Gdzie stołują się pozostali turyści? Może w dużo droższych restauracja dawnej dzielnicy komunistycznych dygnitarzy. Może jedzą tam pizzę albo spaghetti. Może po powrocie do domów powiedzą, że kuchnia Albanii to nic specjalnego… Tak niestety robi wielu przyjezdnych, jedzą w hotelach lub restauracjach snobujących się na zachodnie. Jeśli chcecie posmakować prawdziwej Albanii, to uciekajcie z takich miejsc. Szukajcie lokali specjalizujących się w miejscowej kuchni.

Mule w restauracji na plaży. Durres
Jak trafić do opisanej wyżej restauracyjki? Jeśli będziecie w Tiranie, to od meczetu Ethem Beja trzeba pójść prosto ul. Luigj Gurakuqi (wzdłuż wieży zegarowej). Jakieś 200 metrów do skrzyżowania (skwer Sulejmana Paszy). Za skrzyżowaniem dalej prosto, ciągle ulicą Gurakuqi. Na jej końcu po lewej stronie, tuż przed niewielkim targiem owocowo-warzywnym będzie kilka knajpek. Polecam tę środkową. Nazywa się „Fatosi”, a jej specjalnością jest kernace zgare, czyli właśnie opisany wyżej, wspaniały kebab prosto z grilla.

Najłatwiej znaleźć byrek. To ciepła przekąska, lokalny fast-food. Trójkąt z czegoś przypominającego ciasto francuskie wypełniony farszem z mięsa, sera lub szpinaku. Czasami nadzienie stanowią ziemniaki lub cebula. Pożywne, smaczne i tanie. Albańczycy kupują to od rana do wieczora. Małe okienka, w których wydają byrek znajdziemy w miastach i na plaży, w zasadzie zawsze są pod ręką.

Typowa albańska przekąska - byrek

W  miejscowościach nadmorskich warto rozejrzeć się za rybą i owocami morza. Podają tu małże, krewetki i kalmary. Świeże i pyszne. W wyborze lokalu najlepiej skorzystać z pomocy miejscowych lub po prostu obserwować gdzie jedzą tubylcy. Kłopot może być z zamówieniem. Albańczycy nie znają angielskiego. Nie mówią też po rosyjsku. Z języków obcych najpopularniejszy jest włoski, trochę też grecki. Dlatego lepiej najpierw wynotować sobie nazwy potraw. I tak: małże to midhje, ryba – peshk, a krewetki to karakalec. I lepiej nie pomylić tej nazwy z kukurec, bo dostaniemy grillowane jelita owcy! Łatwiej będzie z kalmarami, bo to po prostu kallamare.

Dalej od wybrzeża, szczególnie w górach, polecić należy baraninę, jagnięcinę oraz koźlinę. Pyszne. Podawane na różne sposoby. Nadal, niczym zaskakującym jest widok jagnięcia w całości pieczonego na rożnie lub takiego rarytasu, jak baranie jądra.

Jagnię z rożna. Zdecydowanie najlepsze w górach! Podobnie koźlina
A co do picia? Poza kawą (naprawdę dobrą, chciałbym, że w Polsce było takie espresso!) i piwem (najpopularniejsze lokalne marki to Korca i Tirana) pije się raki – wódkę z winogron. Szczególnie godna polecenia jest domowa, mocniejsza od fabrycznej. Przypomina gruzińską czaczę. W niektórych regionach kraju spróbować też można samogonu z morwy (raki mani), czyli czegoś, co w najlepszym wydaniu dobrze znane jest nam z Armenii (słynna tutowka).

Dumą Albanii jest Skënderbeu Konjak, czyli miejscowa brandy.

Za to odrobinę rozczarowani mogą być miłośnicy wina. Szczególnie jeśli będą szukać go w sklepach. Znajdą głównie trunki włoskie. Sprawdziłem w kilku supermarketach większych miast – ani jednej butelki wina albańskiego! A to przecież kraj o bogatych tradycjach winiarskich! Ceniony za to już w starożytności, tutejsze trunki opiewał Pliniusz i Horacy. Winorośl uprawiano tu wcześniej niż w Grecji i Rzymie.

Albania to też wyśmienite oliwki i sery. Tu w towarzystwie wina
Wygląda to trochę tak, jakby Albańczycy wstydzili się swojego wina.

Ale też nie widziałem aby sami je pili. Dominuje kawa. I jeszcze raz kawa. A do kawy piwo.

Łatwiej znajdziemy albańskie wino na prowincji, u gospodarzy i w lokalnych, niewielkich restauracyjkach. Domowe. Jest jedną z turystycznych atrakcji kraju. Trzeba spróbować!

Słodkości szukajmy w pasticeri, czyli w cukierniach. Ktoś, kto zna kraje Bliskiego Wschodu już na pierwszy rzut oka rozpozna znajome wypieki. Wiele albańskich deserów przypomina bowiem to, co znamy choćby z Turcji czy Egiptu. Podobne desery znajdziemy na całym wielkim obszarze od Kaukazu po północną Afrykę. Po pierwsze dobrze znana baklawa, a więc nasączone miodem lub cukrem ciasto z orzechami. Odświętne, kiedyś przygotowywane z okazji ważniejszych wydarzeń. Po drugie kadaif - ciasto złożone z drobnych niteczek, stąd w krajach islamu nazywane jest włosami anielskimi. W innych krajach znane jako: knafeh lub kunafa. Wygląda jakby zostało zrobione z drobniutkiego makaronu. Taką bazę nasącza się słodkim syropem, wzbogaca się o orzechy lub ser. Dalej idzie tulumba, czyli typowo turecki deser ze smażonego ciasta marynowanego w słodowym syropie. Najczęściej ma formę grubych i krótkich paluszków. Jednym z moich ulubionych (i znanych również z innych krajów) jest ciasto z kaszy manny - revani.

Zadowolenie będą też miłośnicy warzyw

Wybór deserów w Albanii jest duży. Te tradycyjne, związane z historią Bałkanów (wpływy tureckie) są oczywiście bardzo słodkie.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

Zobacz też: Albania 2018 - aktualne informacje


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Lotnisko w Tiranie

Podajemy następujące informacje: wymiana pieniędzy na lotnisku, strefa wolnocłowa, transport z lotniska do Tirany, ceny na lotnisku...

Położone 20 minut jazdy od miasta. Bliską stąd też do nadmorskiego Durrës - transfer zajmie około 40 minut. Oficjalna nazwa: Tirana International Airport Nënë Tereza. Popularnie zwane Rinas.

Przed halą odlotów

Niewielkie, ale nowoczesne i ładne. Znacznie lepiej wygląda od strony hali odlotów – tu pełna Europa. Przyjemne kawiarnie, z umiarkowanymi cenami, czyli tak, jak powinno być na lotniskach. Kawa 160 leków, kanapka 250, piwo tyle samo (30 leków to 1 zł) - -- Uwaga! --- Są to ceny z 2014 r. W ciągu kilku ostatnich lat oczywiście trochę podrożało. Tu znajdują się aktualne: Albania 2018 - informacje.

W hali odlotów jest punkt wymiany walut. Bez problemu zamienimy tu albańskie LEK na euro lub dolary, a kurs jest zupełnie przyzwoity.

Strefa wolnocłowa na lotnisku w Tiranie

Strefa wolnocłowa podobna do lotniska. Niewielka. Można tu kupić perfumy i alkohole, w tym albańskie trunki: raki i brandy - ale uwaga, jeśli lecimy z przesiadką na terenie UE, to na lotnisku transferowym alkohole z bagażu podręcznego każą nam wyrzucić.

W strefie wolnocłowej, czyli po kontroli paszportowej i kontroli bezpieczeństwa, znajdują się również nieduże punkty gastronomiczne, w których można zjeść kanapkę (również na ciepło), napić się kawy lub piwa. Płacić możemy w albańskich LEK, EUR lub kartami.

Autobus do Tirany

Gorzej prezentuje się po przylocie, ale tylko jego pierwsza część, w miejscu gdzie odbywa się kontrola paszportowa. Zaledwie kilka stanowisk. Większość dla Albańczyków. Obcokrajowcy muszą postać kilka dłuższych minut w kolejce.

Jak dostać się do Tirany? Można taksówką, po wynegocjowaniu cena wyniesie 15 – 20 euro. Przejazd zajmie 20 minut. Znacznie tańsze są autobusy. Niestety nie kursują zbyt często. Odjazdy są o każdej pełnej godzinie. Koszt to 250 leków, czyli coś ok. 2 euro.

Przystanek autobusowy znajduje się na wprost wyjścia z lotniska, 150 metrów od hali przylotów, oznaczony niebieską tabliczką.

Rozkład połączeń z Tiraną

Niestety, jak na razie, loty do Tirany nie są tanie. Kilka europejskich linii lotniczych wykorzystuje tu pozycję monopolisty. Króluje Lufthansa, British, Austrian i Al Italia. Ale jak mówią Albańczycy, podobno wkrótce na rynku pojawią się też tani przewoźnicy.

Lotnisko nosi imię Matki Teresy (Tirana International Airport Nënë Tereza). Pierwszą rzeczą jaką ujrzą turyści wyjeżdżający z terenu lotniska będzie jej pomnik.

niedziela, 8 czerwca 2014

Turystyka w Albanii

Od lat wędruję mniej uczęszczanymi szlakami. Tak miało być i tym razem. Jaki kraj leżący blisko Polski spełnia te kryteria? Idąc tym tropem dawno temu trafiłem do Gruzji i do Armenii. Oba kraje od razu mnie zafascynowały. Później przyszła Mołdawia, również bardzo interesująca.

Wybieram takie kraje. Niedocenione. Jeszcze nieodkryte. Moda na nie dopiero się pojawi. Chcę być tam o krok wcześniej.

Lista oczywiście jest coraz krótsza. Bo cóż zostało do odkrycia? Paradoksalnie część z tego jest tuż obok. Są kraje, o których europejska turystyka zapomniała. Jednym z nich jest Albania. Właśnie dlatego kupiłem bilet do Tirany.

Tirana, plac Skadeberga

Jak zawsze rozpocząłem od lektury. Dla mnie podróż jest tylko dopełnieniem poznania. Przygodę z krajem zaczynam od książek. Jest super jeśli po powrocie przywożę inspirację do dalszych studiów. Jeśli podróż wywołuje potrzebę kolejnych lektur. Szperania, szukania materiałów. Sprawdzania, dociekania. Podróż jest po to, by stawiać pytania.

Są kraje, w których byłem już kilkadziesiąt razy. I nadal szukam. Jestem szczęśliwy jeśli dowiem się czegoś nowego. Choćby to była błahostka, maleństwo…

Są kraje, które nie inspirują. Nieciekawe. Podróż do nich nie wywołuje chęci dociekania, poznania, studiowania. Taka jest zachodnia Europa. W sumie nudna.

Piaszczyste, szerokie plaże Albanii

Jaka jest Albania? Ciekawa! Ekscytująca. Warta poznania. Nieodkryta, prawie dziewicza. Moda na nią przyjdzie już wkrótce.

Najpierw będzie to plaża i typowy, letni wypoczynek. Pod tym względem Albania ma niemal idealne warunki. Sezon od maja do października. Piaszczyste, szerokie plaże. W niektórych miejscach malownicze zatoczki i klify przypominające portugalskie Algarve. Na razie jest to oferta dla turysty szukającego czegoś innego, znudzonego hotelami all inclusive w Turcji czy Egipcie. Dużo tu małych, rodzinnych hotelików o standardzie turystycznym, powiedzmy 2 – 3 gwiazdki. Są tanie. Pokój dwuosobowy ze śniadaniem to koszt ok. 30-40 euro. Uprzejmi ludzie, dumni ze swego kraju, dobra kuchnia i słońce.

Już w tej chwili w nadmorskich kurortach jest trochę obcokrajowców. W leżącej tuż obok Korfu Sarandzie odpoczywa wielu Greków. Są też Polacy. Do położonego na północy Durrës i Golem przyjeżdżają Macedończycy, Czarnogórcy i turyści z Kosowa. Widziałem też Czechów. Zaprzyjaźniona właścicielka hotelu w Golem mówi, że od kilku lat trafiają też pojedynczy Polacy.

Antyczny amfiteatr w Durres

W dalszej kolejności będą góry. One też będą przyciągać podróżników. Najpiękniejsze są te na północy, przy granicy z Czarnogórą, zwane albańskimi Alpami. To zupełnie inny kraj niż nadmorska Albania. Pomijając różnice krajobrazów, dużo bardziej tradycyjna. Szczerze gościnna.

W Albanii urządzać możemy wycieczki objazdowe. Jest co zwiedzać. Antyczne zabytki w Durrës, Apolonii, Berati… Młodsze są pozostałości Bizancjum, jeszcze późniejsze prawosławne i katolickie średniowiecze. Obiekty z czasów tureckich. Pozostałości komunistycznego reżimu Hodży. Bunkry, amfiteatry, kolumnady, świątynie, muzea, kościoły, meczety… Wystarczy na tygodniowy objazd. Plusem jest to, że odległości są niewielkie (cała Albania to ledwie 28 tys.  km², czyli mniej niż województwo mazowieckie). Na zakończenie dzień lub dwa wypoczynku na plaży.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys